- Popełniła samobójstwo, gdy wyszło na jaw, że twój ojciec ma romans ze swoją bratową, matką Franza i Jeana-Paula. Miałeś wtedy dwanaście lat. Twój ojciec niedługo potem zapił się na śmierć. Podobno znienawidziłeś całą ro¬dzinę, obarczając ich winą za tę tragedię. Kiedy nie wyglądało na to, żeby ona o nim myślała! Jego tytuł, władza i pieniądze nie robiły na niej najmniej¬szego wrażenia. Nie próbowała go sobą zainteresować. Na¬wet nie chciało się jej ładnie ubrać ze względu na niego! Owszem, dwa razy zrobiła się na bóstwo, ale tylko po to, by Ingrid nie traktowała jej z wyższością. Nie przyszło jej do głowy stroić się dla Marka i nawet się z tym nie kryła. - Nie, przecież masz kilkanaście osób służby. iść. Tammy odczuwała coś podobnego. Najchętniej dalej sta¬łaby z dłońmi w jego rękach. Podczas opowiadania o przeżyciach na planecie Próżnego - Róża chciała o coś zapytać. Zawahała się jednak i po - A ty się nadajesz? - odparował z irytacją. Róża rozumiała jego smutny nastrój i postanowiła go pocieszyć. Wyglądał jak zachwycony ojciec... Więc się udało. - Proszę pani, czy wszystko w porządku? – Usłyszeli tubalny głos. - Zgłoszono nam, że ma pani kłopoty. Tammy nie spuszczała z niego wzroku, jakby odgady¬wała intuicyjnie, jaką walkę toczył ze sobą w tym momen¬cie. Oto była kobieta skłonna obdarzyć go szczerym uczu¬ciem, równie gorącym i bezwarunkowym, jakim bez wa¬hania obdarzyła swojego maleńkiego siostrzeńca. Kobieta, która z miłości potrafiła zostawić wszystko, co ceniła, i przenieść się na drugi koniec świata. Tammy też powinna tu być, przemknęło mu przez głowę i w tym momencie wszystko stało się dla niego jasne. Ona mu to podarowała. Ponieważ wychowywała siostrę, znała wszystkie cienie i blaski zajmowania się małym dzieckiem. Wiedziała, jak wielką radość sprawia pierwszy krok dziec¬ka. Potem pewnie pierwsze słowo, pierwszy rysunek, udana jazda na rowerze... Tammy wyjechała dlatego, bo chciała, by wszystkie te wspaniałe chwile przypadły w udziale jemu. Wyrzekła się wszystkich szczęśliwych chwil. Dla nie¬go. Bez słowa skargi poświęciła to, co było dla niej naj¬cenniejsze. - Jaki bystry! - chwalili małego księcia. Pijaka. Zachęcał go, by natychmiast wyruszył w podróż. Zaprosił też Pijaka do siebie, gdyż miał dla niego mały - Jak to się stało, że z współuczestnika bójki między Watkinsem a moim starszym bratem stałeś się głównym prawnikiem firmy Hoyle Enterprises? Ile czasu minęło od tamtego wieczora w Razorbacku, zanim Huff cię zatrudnił? - Zrobił to, jak tylko wyleczyłem się z kaca - zaśmiał się. - Chris zaprosił mnie na kilka dni, na ryby i tym podobne. I najwyraźniej domyślił się, że nie byłem zbyt szczęśliwy w firmie prawniczej, w której wtedy pracowałem. Gdy moja wizyta dobiegała końca, Huff złożył mi propozycję, której nie mogłem odrzucić. Przeprowadzka nie była dla mnie problemem. Nie pojawiłem się w Destiny z zamiarem pozostania tutaj, ale nie była to zbyt trudna decyzja. Mówiąc to, zanurzył palce w gęstej sierści Frita i bezmyślnie głaskał go po szyi. Pies zamknął oczy. Wydawał się pijany ze szczęścia. Zapytała, co stało się z Calvinem McGrawem, który był prawnikiem Huffa, od kiedy pamiętała. Beck Merchant zajął jego miejsce. - Pan McGraw odszedł na emeryturę. - Raczej Huff go na nią odesłał - odparowała. - Nie znam szczegółów układu, ale jestem pewien, że Huff zaoferował mu atrakcyjny pakiet emerytalny. - Och, oczywiście. Cena milczenia pana McGrawa musiała być wysoka. - Milczenia? - O tym, że przekupił ławę przysięgłych podczas procesu Chrisa. Palce Becka przerwały bezmyślny taniec. Powoli odsunął rękę od szyi Frita. Pies zapiszczał w proteście, ale jego właściciel zdawał się tego nie zauważać. Całą uwagę skupił na Sayre. Podszedł do niej powoli i stanął tak, że uwięził ją pomiędzy sobą i samochodem. - Proszę się odsunąć - wzdrygnęła się Sayre. - Za chwilę. - Co to ma oznaczać? - Wyznanie. Okłamałem cię. - Tego akurat mogłam się spodziewać. Kiedy dokładnie i w jakiej sprawie? - W sprawie komara. Wpatrywała się w niego, nic nie rozumiejąc. - Dziś po południu, nad rozlewiskiem, kiedy strąciłem dłonią komara z twojego policzka, pamiętasz? Nie było żadnego komara, Sayre. Po prostu chciałem dotknąć twojej twarzy. Nie dotykał jej teraz, ale wpatrywał się w nią tak intensywnie, że jego wzrok na swojej twarzy odczuwała niczym muśnięcie palców. Nie powinien stawać tak blisko. Nie zachował dystansu, jak przystało między dwojgiem nieznajomych. Wywołało to w Sayre niemal fizyczny dyskomfort. Było zbyt duszno i parno, by dwoje ludzie mogło stać tak blisko, czując ciepło promieniujące z ich ciał i niemal odbierając sobie powietrze. - Nie przypominam sobie - skłamała. Odepchnęła go i ruszyła w kierunku swojego samochodu, zaparkowanego niedaleko. Zanim doszła do auta, Beck zrównał się z nią. Chwycił ją za ramię i odwrócił tak, aby spojrzała na niego. - Po pierwsze, pamiętasz i to jeszcze jak. Po drugie, rzuciłaś dziś wieczorem kilka poważnych oskarżeń. Zasugerowałaś, że Chrisowi udało się wywinąć od kary za morderstwo, a potem oskarżyłaś swojego ojca o to, że przekupił ławę przysięgłych. To poważne przestępstwa. - Podobnie jak manipulowanie dowodami. Beck uniósł ręce. - Zgubiłem się.
- To prawda. - Zerknął na kelnera. - Może być. Dziękuję. mniej. - Jestem twoją przyjaciółką, Liz - jęknęła. - Uwierz mi, błagam. - Kto powiedział, że chcę kogoś na stałe? - Dał mi pan mało czasu, milordzie - odparł doradca z urażoną miną. - Tu jest - Nie zamierzam zdradzić ich nazwisk, panno Gallant. Wolę, żeby pani z nimi nie - Witaj, Steve - powiedział, podnosząc słuchawkę. 19 Zacisnęła usta i ruszyła na dół. Chwilę później trzasnęły drzwi w holu. - Od czego? własną prośbę, został moim uczniem. - Do tej pory pani była. - Victor Santos. - Zdaje się, że podbiłaś serce łajdaka, moja droga. Gdyby te dzieciaki nie nakłaniały jej do...
©2019 ta-literacki.rzeszow.pl - Split Template by One Page Love